Lena
Administrator
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1437
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
|
Ciąg dalszy pierwszego rozdiału.
Do wakacji zostało jeszcze sporo czasu. Przeprowadzka miała się zacząć dopiero w czerwcu a był dopiero początek maja. Żal mi było opuszczać tyle lekcji, lubiłam się uczyć. Wtedy po prostu nie musiałam myśleć o pewnych sprawach., ale nie miałam wyjścia.
Wynoszę z domu kartony. Sporo tego jest. Już jutro będę w nowym domu, na nowym osiedlu. Co mnie tam spotka? Chciałabym mieć kogoś bliskiego. Oczywiście mam dziadków, ale chodzi mi o koleżankę. Bo już nawet w najśmielszych marzeniach nie liczę na przyjaciółkę. Osiedla jest duże. Szereg domków jednorodzinnych. Nasz jest biały, nie duży. Za to ogród jest wielki, jak wszystkie tutaj. Myślę, że będzie można wziąć psa, on się ode mnie nie odwróci- myślę z goryczą. Jakiś chłopak przebiega obok.
- Cześć sieroto!
Więc wiedzą? Staje osłupiała. Jak on się dowiedział? Te słowa przekreślają szanse na inne życie, przynajmniej tak czuje.
- Wmurowało cię sieroto?- Chłopak zaczyna się śmiać. Mam ochotę mu przywalić, zadać ból. Przechodzę jednak spokojne. Płakać mi się chce. Czy ja mam to na czole wypisane? „Bez praw do szczęścia” albo „bez rodziców” Staram się opanować. Mam w tym doświadczenie, w końcu w szkole wiele razy zdarzały się takie sytuacje. Wchodzę do domu. Na razie to tylko puste cztery ściany. Ale niedługo będę tu mieszkać. Pytanie- czy chce? Czy cokolwiek się zmieni? Na razie widzę tylko jedną odpowiedź, nie jest ona zadawalająca. Wracamy do starego domu. Otwieram drzwi, słyszę dzwoniący telefon. Podnoszę słuchawkę i słyszę głos bardzo podobny do mojego mówiący „dzień dobry”. Cholera to nie może być…a jednak, to moja mama. Mam ochotę cisnąć słuchawką. Ona jakby to wyczuwa, bo zaczyna szybka mówić:
- To ty? Córciu, my chcemy do Was przyjechać. Chcemy Cię zobaczyć. Wiem, że ty możesz nie chcieć, ale teraz wszystko się zmieni, zobaczysz. – Padają słowa. Czuje dziwna radość. Nawet nie zauważam jak babcia wyjmuje mi słuchawkę z ręki. Słowa rozmowy do mnie nie docierają. Po chwili słyszę szczęk aparatu odkładanego na widełki.
- Przyjadą za tydzień
- Naprawdę?- Słyszę swój własny głos. Jakoś nie mogę uwierzyć.
- Widzisz, oni w końcu dorośli. Babcia wychodzi z pokoju. Tak! Oni już dorośli dorośli, wrócą i będziemy szczęśliwą rodziną. Zapomnę wszystko. Już im wybaczyłam. Aż sama sobie się dziwie. Tyle lat bez nich, bez szczęścia, czy mogę to zapomnieć? Już zapomniałam. Życie się kręci wokół tej jednej myśli-, że za tydzień będą ze mną i nic tego nie zmieni. Babcia tez się cieszy, widać to po niej. Życie jednak jest piękne.
* *
*
Wszystko się wali. Właściwie to już się zawaliło. Ta wiadomość spadła na mnie nieoczekiwanie i mnie przygniotła. Odebrałam kolejny telefon od nich. Tata ma głos donośny, prawie taki jak babcia. Ale to się nie liczy. Właściwie już nic się nie liczy.
- Nie przyjedziemy, doszliśmy do wniosku, że nie warto. Nie mamy, do kogo. – To jest okrutne jak oni postępują. Rzucam słuchawkę. Wybiegam z bloku. Biegnę jak szalona, była biec. Dalej i dale, przed siebie. W końcu wracam do domu. Po chwili już leże na łóżku. Nie mam już kontroli nad łzami. Właśnie w takim stanie zastaje mnie babcia. Jedno pytające spojrzenie i już wie, co się stało. Taka właśnie jest babcia, wszystko rozumie. Słyszę jak gdzieś dzwoni. Do nich- przebiega mi przez myśl. Słyszę jak coś krzyczy. Wraca zdenerwowana. Pociesza mnie, ale ja widzę, że ona sama też jest bliska załamania. Jednak wiem, że jest silna, nie da się złamać. Ja już niestety nie mam ani odrobiny siły. Jeden telefon. Kilka krótkich zdań- wszystko mi przekreśliło. Szanse na szczęście, normalne życie.
Snuje się jak cień po nowym domu. Tamten chłopak wciąż się ze mnie naśmiewa. Nawet nie mam siły się tym przejmować. Babcia wmusza we mnie jedzenie. Wysyła mnie na zakupy- wie, że inaczej bym nigdzie nie wyszła. Trochę mnie niepokoi, że przez krótki okres czasu sporo schudłam. Staram się nie zwracać na to uwagi. Jednak zaczynam jeść więcej. Coraz gorzej się czuje. Wciąż myślę o nich. Nie mogę ich wyrzucić z pamięci. Nie potrafię. Mam zawroty głowy. Zasłabłam ostatnio w sklepie. Jednak nic nie mówię babci. Nie chce jej martwić. Nagle wszystkie spodnie mi zaczynają opadać. Chudnę bardzo szybko, a przecież jem normalnie, może nawet teraz więcej niż dotąd.
Zemdlałam po raz drugi. Tym razem byłam z babcią. Jadę do lekarza, ona się strasznie o mnie martwi. W autobusie znowu zasłabłam. Obudziłam się w szpitalu. Mam anoreksje- to brzmi jak wyrok. Babcia jest strasznie zdenerwowana. Nie rozumiem….Przecież jadłam dużo… Lekarz mówi, że to od stresu. Czyli aż tak to wpłynęło na mój organizm?
Jestem słaba, czuje się jakbym nie miała kompletnie nic w środku. Dziwne uczucie. Znowu mi się pogorszyło. Podłączyli mnie do kroplówki. Podobno ledwo im nie zeszłam…
* *
*
Leczenie trwało długo. Pod koniec sierpnie wróciłam do domu. Zrozumiałam, że musze żyć dla babci i to było silniejsze od choroby. Teraz czeka mnie szkoła, nowa klasa. Tylko pytanie, czy znowu się nie załamie? Uczę się ignorować ludzi. Zaczepki tego chłopaka już mi nie przeszkadzają. Buduje mur pomiędzy mną a resztą świata, ale teraz jeszcze tego nie dostrzegam. Staram się żyć normalnie, ale już nie potrafię. Babcia jest przy mnie i to jedyna jasna myśl. Jest też dziadek, ale on zawsze był dalej. Dziadek jest jakby zamknięty w sobie. Nie wyraża jasno swoich uczuć, ale wiem, że też jest ze mną. Najchętniej nie szłabym do tej szkoły, w ogóle nie wychodziłabym z domu. Jednak musze, chce się uczyć, ale nie chce być wśród ludzi. Do szkoły będę jeździć autobusem. Może kogoś z osiedla bliżej poznam, tylko jeszcze nie wiem czy tego chce i czy potrafię normalnie rozmawiać z rówieśnikami. Tego się boje najbardziej-, że nie potrafię.
|
|